“Czasem strzelecka miłość – wędrowna ptaszyna,Serce przelotem zwiedzi – tak mija godzina,I tydzień, i rok przeszły, - tak bywało wczora,Tak jest dzisiaj i będzie każdego wieczora.”
“Drodzy są i widziani we śnie przyjaciele,Gdy prawdziwych na jawie widzim tak niewiele.”
“Ach tak! tak ją kochałem! Pójdęż teraz trwożyćI na kochanka larwę potępieńca włożyć?Po co? czego chcę od niej? o zazdrości podła!I jakież są jej grzechy?Czyli mię słówkiem dwuznacznym podwiodła?Czy wabiącymi łowiła uśmiechyalbo kłamliwe układała lice?I gdzież są jej przysięgi, jakie obietnice?Miałemże od niej choć przez sen nadzieję?Nie! nie! sam urojone żywiłem mamidła,Sam przyprawiłem jady, od których szaleję!Po cóż ta wściekłość? jakie do niej prawa?Co za moją wzgardzoną przemawia osobą?Gdzie wielkie cnoty? świetne czyny? sława?Nic! Nic! Ach, jednę miłość mam za sobą!”
“Spotykam ludzi – z rozrosłymi barki,Z piersią szeroką, z otyłymi karki;Jako zwierzęta i drzewa północy,Pełni czerstwości i zdrowia, i mocy.Lecz twarz każdego jest jak ich kraina,Pusta, otwarta i dzika równina;(...).”
“Czy na moje wspomnienie rumieni się skromnie?Czy sama czasem niechcąc nie wspomina o mnie?...Lecz co słyszę! o straszna ciekawości karo!(ze złością uderza się w czoło)Kobieta!...(śpiewa)Naprzód!...(urywa i do dzieci)Dzieci! znacie piosnkę starą?(śpiewa)Naprzód ciebie wspominaCo chwila, co godzina.Chór dzieciJakże kocha dziewczyna,Co chwilę przypomina.GustawPotem po razu co dnia,A potem co tygodnia.Chór dzieciJakże czuła dziewczyna,Co tydzień przypomina!GustawA potem co miesiąca,Z początku albo z końca.Chór dzieciJakże dobra dziewczyna,Co miesiąc przypomina!GustawBiegną wody potoku,Pamięć nie w naszej mocy:Już tylko raz co roku,Około Wielkiejnocy.Chór dzieciJaka grzeczna dziewczyna;Jeszcze co rok wspomina!”
“KsiądzI na cóż ból rozdrażniać w przygojonej ranie?Synu mój, jest to dawna, lecz słuszna przestroga,Że kiedy co się stało i już się nie odstanie,Potrzeba w tym uznawać wolę Pana Boga.Gustaw(z żalem)O nie! nas Bóg urządził ku wspólnemu życiu,Jednakowa nam gwiazda świeciła w powiciu,Równi, choć różnych zdarzeń wykształceni ciekiem,Postawą sobie bliscy, jednostajni wiekiem,Ten sam powab we wszystkim, toż samo niechcenie,Też same w myślach składnie i w czuciach płomienie.Gdy nas wszędzie tożsamość łączy niedościgła,Bóg osnuł przyszłe węzły,(z żalem największym)a tyś je rozstrzygła!(mocniej, gniewny)Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!Postaci twojej zazdroszczą anieli,A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!...Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto!I honorów świecąca bańka, wewnątrz pusta!Bodaj!... Niech, czego dotkniesz, przeleje się w złoto;Gdzie tylko zwrócisz serce i usta,Całuj, ściskaj zimne złoto!Ja, gdybym równie był panem wyboru,I najcudniejsza postać dziewicza,Jakiej Bóg dotąd nie pokazał wzoru,Piękniejsza niżli aniołów oblicza,Niżli sny moje, niżli poetów zmyślenia,Niżli ty nawet... oddam ją za ciebie,Za słodycz twego jednego spojrzenia!Ach, i gdyby w posaguPłynęło za nią wszystkie złoto Tagu,Gdyby królestwo w niebie,Oddałbym ją za ciebie!Najmniejszych względów nie zyska ode mnie,Gdyby za tyle piękności i złotaProsiła tylko, ażeby jej lubyPoświęcił małą cząstkę żywota,Którą dla ciebie całkiem poświęca daremnie!Gdyby prosiła o rok, o pół roka,Gdyby jedna z nią pieszczota,Gdyby jedno mgnienie oka,Nie chcę! nie! i na takie nie zezwolę śluby.”
“Serce ustało, pierś już lodowata,Ścięły się usta i oczy zawarły;Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata!Cóż to za człowiek? - Umarły.”