“– No bo niby co? – głos Grolscha wyrwał mnie ze słodkich rozmyślań. – Przecież mnie nie zabijecie okrutnie, prawda? – Skrzywił się z wyraźną boleścią. – Dzieciaczka takiego... Pewnie i synkiem waszym mógłbym być. – Czujnie spojrzał na mnie spode łba. Uchowaj Boże, pomyślałem, bo to by oznaczało, że wcześniej musiałbym wychędożyć twoją matkę, co by z kolei znaczyło, iż upiłem się w stopniu przechodzącym ludzkie pojęcie. Ale trzeba przyznać, że chłopak rozbawił mnie nieudolną próbą zyskania mej litości i mych względów. Uśmiechnąłem się do niego serdecznie i pogroziłem żartobliwie palcem. – Ty figlarzu, ty. – Podszedłem i wyciągnąłem dłonie, jakbym chciał rozplątać więzy krępujące jego nadgarstki. A potem skręciłem mu kark.”
“Dzięki temu,że powiedział mi,iż nie żyję,pogodziłem się z faktem,że ludzie wyrzucili mnie ze swoich myśli”
“Wszedł ojciec.- Złapali ich. Całą trójkę – powiedział do inspektora i spojrzał na mnie z odrazą.Inspektor natychmiast wstał i wyszli razem. Wpatrywałem się w zamknięte drzwi. Ból samonagany przenikną mnie tak, że cały się zatrząsałem. Słyszałem własne jęki i łzy spływały mi po policzkach. Usiłowałem je powstrzymać, ale nie mogłem. Zapomniałem o bolących plecach. Udręka wieści, którą przyniósł ojciec, była o wiele bardziej bolesna. Czułem taki ucisk w piersiach, że się dusiłem.”
“Śmierć według mnie to zakręt drogi. Umrzeć - wymykać się spojrzeniu.Słucham i słyszę jak odchodzisz, Trwając jak ja przy swym istnieniu. Ziemia jest przecież z nieba cała.Kłamstwu wszak nikt nie uwił gniazda.Każdy tu kiedyś się odnalazłŚwiadom, że droga w krąg i prawda”
“Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkałem w punkcie,z którego mam za darmo rozległe widoki:gdziekolwiek stanąć na wystygłym gruncietej przypłaszczonej kropki, zawsze ponad głowąta sama mroźna próżniamilczy swą nałogowąodpowiedź. Klimat znośny, chociaż bywa różnie.Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej.Są urozmaicenia: klucz żurawi, cieniepalm i wieżowców, grzmot, bufiasty obłok.Ale dosyć już o mnie. Powiedz, co u Ciebiesłychać, co można widzieć,gdy się jest Tobą.Szkoda, że Cię tu nie ma. Zawarłem się w chwilidumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki;choć jak ją nazwą, co będą mówilio niej ci, co przewyższą nas o grubą warstwęgeologiczną stojącna naszym próchnie, łgarstwie,niezniszczalnym plastiku, doskonaląc swojąwłasną mieszankę śmiecia i rozpaczynie wiem. Jak zgniatacz złomu, sekunda ubijakolejny stopień, rosnący pod stopą.Ale dosyć już o mnie. Mów jak Tobie mijaczas-i czy czas coś znaczy,gdy się jest Tobą.Szkoda, że Cię tu nie ma. Zagłębiam się w ciele,w którym zaszyfrowane są tajne wyrokiśmierci lub dożywocia-co niewieleróżni się jedno z drugim w grząskim gruncie rzeczy,a jednak ta lekturawciąga mnie, niedorzecznykryminał krwi i grozy, powieść rzeka, któraswój mętny finał poznać mi pozwolidopiero, gdy i tak nie będę w stanie unieśćzamkniętych ciepłą dłonią zimnych powiek.Ale dosyć już o mnie. Mów jak Ty się czujeszz moim bólem-jak boliCiebie Twój człowiek.”
“Moje kłopoty zaczęły się nie bardzo dramatycznie, od pomieszania języków.. Od początku należały do mnie dwa komplety słów. Były topierwsze w moim życiu słowa i nikt mnie nie ostrzegł, żeby z nimi uważać. Dwa światy, w których żyłam jednocześnie, nie stykały sięhoryzontami, ale skąd miałam o tym wiedzieć? Znałam tylko balansowanie między światami i nie miałam pojęcia, że inni żyją inaczej. Kiedy jużrozumiałam, że moje słowa należą do dwóch kompletów, one dalej mi się mieszały jak klocki z różnych pudełek, bo co innego wiedzieć, a coinnego utrzymywać porządek. Jedno pudełko dostałam od niego, drugie od niej. Gdyby częściej ze mna rozmawiali, pamiętałabym od kogo któryklocek.”
“Nie mogę więc się skarżyć, jednak coś z życia wyciągnąłem, a że inni więcej, no cóż, zresztą kto ich wie, każdy tylko trajluje, przechwala się, że z tą, że ztamtą, a naprawdę bida z nędzą, wraca do domu, siada, buty zdejmuje, do łóżka się kładzie sam z sobą, więc po co tyle gadania, ja przynajmniej, wie pan, jak człowiek tak na sobie się skupi i zacznie sobie małe, nieznaczne przyjemnostki świadczyć, nie tylkozresztą erotyczne, bo na przykład, może się pan jak basza zabawić kuleczkami z chleba, przecieraniem binokli, ze dwa lata to uprawiałem, tu mnie głowę suszą sprawami rodzinnymi, biurowymi, polityką, a ja sobie binokle… otóż, mówię, co to ja chciałem, acha, pan nie ma pojęcia jak się od takich drobnostek ogromnieje, wprost nie do wiary, człowiek się rozrasta, swędzi pana pięta to jakby gdzieś daleko na Wołyniu, na kresach, zresztą ze swędzenia pięty też można mieć trochę satysfakcji, wszystko zależy odpodejścia, ujęcia intencji, panie, jeśli odcisk może boleć, to dlaczegożby nie miał i rozkoszy przysporzyć? A wsadzenie języka w zakamarki zębów? Co chciałem powiedzieć? Epikureizm, czyli rozkosznisium, może być dwojakie, bo primum dzik, bawół, lew, secundum pchełka, muszka, ergo w skali wielkiej i w skali małej, ale, jeśli w małej, topotrzebna jest zdolność mikroskopowania, dozyfikowania i właściwego podzielenia, lub rozczłonkowania, bo jedzenie karmelka możesz pan rozłożyć na etapy primum wąchanie secundum lizanie, tertium wsadzanie, quartum zabawki z językiem, ze ślinką, quintum wyplucie na rękę, przypatrzenie się, sextum rozpęknięcie za pomocą zęba, że poprzestanę na tych kilku etapach, ale, jak pan widzi, można już sobie jako tako poradzići bez dancingów, szampana, kolacyjek, kawioru, dekoltów, frufru, pończoszek, majteczek, biustów, wyprężeń, skotek hi, hi, hi, ojej, co pan, jak pan śmie, hihihi, hahaha, ;hochoch, yych, yych, z karczkiem. Ja przy kolacji sobie siedzę, z rodziną gawędzę, z lokatorami, a przecie i tak trochę paryskiego szantanu sobie po cichu wyskrobię. I niech mnie przyłapią! Tle, he, he, nie przyłapią! Cała rzecz polega na pewnego rodzaju wewnętrznymwymoszczeniu się rozkosznisiowym i przyjemnościowym z wachlarzami, z pióropuszami, w rodzaju Sułtana Selima Wspaniałego. Ważne są wystrzały artylerii. Oraz bicie w dzwony.Wstał, ukłonił się, zaśpiewał:Gdy się nie ma, co się lubiTo się lubi, co się ma!”