“Lecz tyle tysięcy dni był pod śledztwa probą,Tyle tysięcy nocy rozmawiał sam z sobą,Tyle lat go badały mękami tyrany,Tyle lat otaczały słuch mające ściany;A całą jego było obroną – milczenie,A całym jego były towarzystwem – cienie;Że już się nie udało wesołemu miastuZgładzić w miesiąc naukę tych lat kilkunastu.Słońce zda mu się szpiegiem, dzień donosicielem,Domowi jego strażą, gość nieprzyjacielem.Jeśli do jego domu przyjdzie ktoś nawiedzić,Na klamki trzask on myśli zaraz: idą śledzić;Odwraca się i głowę na ręku opiera,Zdaje się, że przytomność, moc umysłu zbiera:Ścina usta, by słowa same nie wypadły,Oczy spuszcza, by szpiegi z oczu co nie zgadły.Pytany, myśląc zawsze, że jest w swym więzieniu,Ucieka w głąb pokoju i tam pada w cieniu,Krzycząc zawsze dwa słowa: «Nic nie wiem, nie powiem!»I te dwa słowa – jego stały się przysłowiem;I długo przed nim płacze na kolanach żonaI dziecko, nim on bojaźń i wstręt swój pokona.”