“Złóż głowę — śpiącą, kochaną,Ludzką — na moim ramieniuNiewiernym; w myślących dzieciachCzas trawi śpiesznym płomieniemUrodę, każdemu z nich danąInaczej, i zżera je lękiem;Ale ja chcę do świtu w objęciachMieć to żywe stworzenie, pełneWiny, niestałe, śmiertelne,Lecz dla mnie skończenie piękne.Bez granic jest dusza i ciało:Kochankom, kiedy w omdleniuConocnym leża pod okiemŁagodnej planety Wenus,Jej blask śle wizje nietrwałeWszechwładnej miłości, obrazyNadziei wiecznie wysokiej;Sny, w abstrakcyjnej wersjiBudzące i w chudej piersiPustelnika zmysłowe ekstazy.Pewność, wierność nie trwa nawetDoby — zgaśnie przed północąJak cichnący dzwonu głos,Znów modni maniacy wzniosąSwoją pedantyczną wrzawęI wróżba z kart nas postraszy:Trzeba spłacić każdy groszKosztów, długów i rachunków;Lecz skarb nocnych pocałunkówWartości rankiem nie straci.Piękność, północ, przywidzenia —Wszystko niknie; niech wiatr brzaskuNad twą głową, która śni,Zbudzi dzień tak pełen blasku,By wzrok i puls śpiewał peanŚwiatu, który pędzi w śmierć;Znajdziesz i w pustyni dniMannę mimowolnych mocy,Znajdziesz i w zniewadze nocyMiłość wszystkich ludzkich serc.”
“ITo nie jest kraj dla starych ludzi. Między drzewaMłodzi idą w uścisku, ptak leci w zieleni,Generacje śmiertelne, a każda z nich śpiewa,Skoki łososi, w morzach ławice makreli,Całe lato wysławiać będą chóry ziemiWszystko, co jest poczęte, rodzi się, umiera.Nikt nie dba, tą zmysłową muzyką objętyO intelekt i trwałe jego monumenty.IINędzną rzeczą jest człowiek na starość, nie więcejNiż łachmanem wiszącym na kiju, i chyba,Że dusza pieśni składać umie, klaśnie w ręce,A od cielesnych zniszczeń pieśni jej przybywa.Tej wiedzy w żadnej szkole śpiewu nie nabędzie,W pomnikach własnej chwały tylko ją odkrywa.Dlatego ja morzami żeglując przybyłemDo świętego miasta Bizancjum.IIIO mędrcy gorejący w świętym boskim ogniuJak na mozaice u ścian pełnych złota,Wyjdźcie z płomienia, co żarem was oblókł,Nauczcie, jak mam śpiewać, podyktujcie słowa.Przepalcie moje serce. Chore jest, pożąda,I kiedy zwierzę z nim spętane kona,Serce nic nie pojmuje. Zabierzcie mnie z wamiW wieczność, którą kunsztownie zmyśliliście sami. IVA kiedy za natury krainą już będę,Nigdy formy z natury wziętej nie przybiorę.Jak u greckich złotników, tak formę wyprzędęWplatających w emalię liść i złotą korę,Ażeby senny cesarz budził się ze dworem,Albo tę, jaką w złotej wykuli gęstwinie,Żeby śpiewała panom i damom BizancjumO tym, co już minęło, czy mija, czy minie.”
“XL.przyszedłem by ci powiedziećże jestem bez ojcai matki mojej nie widziałemprzy zdrowych zmysłacha ty mnie przyjąłeś i ugościłeśchoć przyszedłem z głębiwszystkich złorzeczeń i matki mojejnie widziałem w czystychsukienkach (przy jej tylu poplamionychzaświnionych fartuszkach)i wciąż jeszcze przeklinałem jej cieńna drodze do własnego ochędóstwaXLI.a ty mnie pokochałeś i oczyściłeśz nienawiści lecz biada mi biadabo oto została mi zaciśnięta pięśćślepo wymierzona w dzieńjutrzejszy lecz ja nie mam jutrai matki mojej nie widziałemprzy zdrowych zmysłach biada mibiada bo ja nie mam dnijutrzejszych i nie doświadczam łaskojca chyba że z szaleństwa rzucę sięprzed siebie w ogień jeszcze większejchoroby: niech to będzie poezja”
“Słuchaj, Hoshinku, wszystkie przedmioty są w ruchu. I Ziemia, i czas, i pojęcia, miłość, życie, wiara, sprawiedliwość i zło, wszystko jest płynne i przejściowe. Nic nie trwa wiecznie w tym samym miejscu w jednym kształcie. Cały wszechświat to ogromna firma przewozowa.”
“-Ach, tak, serce... W serce to on trafia – Korowiwo wyciągnął swój długi palec w kierunku Azazella – jak chce. W dowolny przedsionek albo w dowolną komorę – do wyboru.Małgorzata nie od razu zrozumiała, a zrozumiawszy, zawołała ze zdumieniem:-Ale przecież ich nie widać!-Złociutka! - zaskrzeczał Korowiow – cała sztuka na tym polega, że są niewidoczne! Na tym właśnie polega cały dowcip! W przedmiot, który widać, każdy potrafi trafić!”
“Podróżnik, wracający z starożytnej ziemi,Rzekł do mnie: „Nóg olbrzymich z głazu dwoje sterczyWśród puszczy bez tułowia. W pobliżu za niemiTonie w piasku strzaskana twarz. Jej wzrok szyderczy,Zacięte usta, wyraz zimnego rozkazuŚwiadczą, iż rzeźbiarz dobrze na tej bryle głazuOdtworzył skryte żądze, co, choć w poniewierce,Przetrwały rękę mistrza i mocarza serce.A na podstawie napis dochował się cało:«Ja jestem Ozymandias, król królów. Mocarze!Patrzcie na moje dzieła i przed moją chwałąGińcie z rozpaczy!» Więcej nic już nie zostało...Gdzie stąpić, gruz bezkształtny oczom się ukażeI piaski bielejące w pustyni obszarze.”